Sensacją ostatniego zlotu pojazdów militarnych w Bielsku Białej zwanego „Operacją Południe” był oryginalny Lanz Bulldog, przedwojenny niemiecki traktor będący protoplastą polskiego powojennego URSUSA C-45, a później C-451 zwanego z racji wydawanych dźwięków potocznie i żartobliwie „bul-busem”. Ale żeby atrakcja była jeszcze większa był to traktor napędzany holzgazem wytwarzanym we własnym gazogeneratorze.
Co to jest holzgaz?
To po prostu gaz drzewny czyli innymi słowy gaz generatorowy otrzymany ze zgazowania, najlepiej bukowego drewna ciętego w regularne kostki o boku długości od 4 do 5 cm. Składa się - podobnie jak przedwojenny gaz miejski otrzymywany w gazowniach - z wodoru, tlenku węgla, metanu, dwutlenku węgla, azotu oraz pary wodnej. Zresztą zgazować można praktycznie wszystko: antracyt, torf, węgiel brunatny, koks, węgiel drzewny. Wartość opałowa gazu drzewnego jest kilkakrotnie mniejsza od gazu ziemnego, co skutkuje obniżeniem nominalnej mocy każdego napędzanego w ten sposób silnika. Ale jego niezaprzeczalną zaletą jest to, że może być przygotowywany doraźnie z surowca, który jest akurat dostępny „pod ręką”. Z tej racji technologia ta zawsze zyskiwała na popularności i zastosowaniu w czasach kryzysu lub wojny. Już przed II wojną światową po warszawskich ulicach jeździły autobusy niemieckiej firmy Buessing (obecnie MAN) napędzane gazem drzewnym. Podobne pojazdy na ulicach Krakowa można znaleźć na fotografiach w albumie „IKC-a” wydanym z okazji 10-lecia odzyskania niepodległości, a więc w 1928 roku. Ich cechą charakterystyczna był gazogenerator umieszczony w ciągniętej za pojazdem specjalnej przyczepce. Ale też rodzimy przemysł, czyli Państwowe Zakłady Inżynieryjne, produkował ciężarówki napędzane gazem drzewnym. Był to model PZInż 713 i 723 (autobus).