Komisja Europejska przy pomocy eleganckiego i niepozornego słowa „dekarbonizacja" wypowiedziała cichą węglową wojnę. Węgiel z europejskiej gospodarki ma po prostu zniknąć, nawet w obliczu pogarszających się stosunków z Rosją - głównym dostawcą na unijny rynek gazu ziemnego i ropy naftowej. Czy też niepokojów w Libii oraz coraz mocniej rozlewającej się po Bliskim Wschodzie destrukcyjnej roli tzw. państwa islamskiego. W zacisznych klimatyzowanych gabinetach Brukseli czy Strasburga nikt się specjalnie nie zastanawia nad tym, co będzie, gdy w akcie desperacji władcy Kremla zdecydują się zakręcić - choćby tylko na próbę - zasuwy na ropo i gazociągach. Jedno jest pewne: połączone oddziały desantowe sił NATO nie wylądują na Syberii, by odbijać złoża...
Wprawdzie rola węgla w europejskiej gospodarce powolutku, można by rzec symbolicznie, z roku na rok stopniowo zmniejsza się, ale mimo wszystko nie da się jej sprowadzić wyłącznie do polskiego marginesu. W ujęciu globalnym dla całej europejskiej gospodarki jest ona znacząca i fundamentalna. Najbardziej wymowne są zawsze liczby. Tylko w 2013 roku cała unijna gospodarka skonsumowała 605,2 mln ton ropy naftowej i... tyle węgla, ile odpowiada ekwiwalentowi 285,4 mln ton ropy naftowej. To - mówiąc obrazowo - tzw. mniejsza połowa. Tylko i aż połowa. Wbrew pozorom to nie Polska jest największym europejskim konsumentem węgla. A Niemcy - 81,3 mln toe ( 1 toe = 1,43 tony węgla kamiennego). Wprawdzie Polska zajmuje tu drugie miejsce - 56,1 toe, ale zastanawia i zaskakuje obecność na trzeciej pozycji Wielkiej Brytanii - 36,5 mln toe, która pomimo odkrytych znacznych własnych złóż ropy naftowej na Morzu Północnym i zamknięciu rodzimych kopalni nie wyeliminowała totalnie węgla z własnej gospodarki. Dalej są Czechy - 16,5 mln toe, Włochy - 14,6 mln toe i...