Przez wiele stuleci ludzkość opalała swoje piece kuchenne oraz ogrzewające pomieszczenia mieszkalne drewnem, co ilustruje rys. 1. Ich eksploatacja była ekologicznie uciążliwa, gdyż spaliny zawierały opary smoły wraz z sadzą.
Dziś
wiadomo powszechnie, że w temperaturach 300 - 400 stopni Celsjusza drewno ulega
pirolizie do gazu palnego oraz węgla drzewnego. Po prostu pokaźne ilości
wyzwalającego się gazu drzewnego przewyższały ówczesną wydajność palenisk i
przez to w silnie zakopconych spalinach było sporo palnych komponentów.
Z technologicznego punktu widzenia było to następstwem faktu, że zasobnik
paliwa nie był oddzielony od komory paleniskowej.
Tych wad nie mają wariantowe konstrukcje standardowych, domowych kotłowni XXI wieku, zasilanych kawałkami pociętego drewna, czy jego zrębkami, po uprzednim wysuszeniu do 15-20 procent zawilgocenia, względnie peletami (wypraskami trocin lub mączki drzewnej oraz słomy). Na rys. 2 zaprezentowano jeden z kilku wariantowych typów domowej kotłowni tym znamiennej, że spalanie wraz z pirolizą paliwa przebiega na dole paleniska, a od którego bywa oddzielony zasobnik drewna. Drewno w szybie zasypowym osuwa się samoczynnie do paleniska, z którego tworzące się pokaźne ilości gazu drzewnego przepływają do własnej komory (kanału) spalania.