8 listopada 2011 roku w niemieckim Lubminie w graniczącym z Polską
powiecie Vorpommern-Greifswald uruchomiono z wielką pompą pierwszą nitkę
gazociągu Nord Stream łączącego rosyjskie pola eksploatacyjne z
niemieckim systemem gazowniczym.
- Uruchomienie Gazociągu Północnego
otwiera nowy rozdział w partnerstwie Rosji i Unii Europejskiej - mówił
prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew.
- To jeden z największych
współczesnych projektów infrastrukturalnych o strategicznym znaczeniu
stanowiący dobry przykład współpracy między Rosją, a UE - wtórowała mu
niemiecka kanclerz Angela Merkel.
- Gaz ziemny z Rosji przyczyni się
do wzmocnienia bezpieczeństwa energetycznego krajów UE i uczyni
wygodniejszym życie wielu ludzi - mówił dalej Miedwiediew podkreślając,
że Rosja zawsze uważała zapewnienie niezakłóconych dostaw surowców dla
UE za swoje "najważniejsze zobowiązanie". I dalej ciągnąc ten wątek
deklarował, że rosyjskie firmy są zainteresowane „rozwojem
infrastruktury dystrybucyjnej gazu w UE" oraz wyraził nadzieję, „że nie
będą tworzone żadne sztuczne bariery dla rozwoju współpracy w tej
dziedzinie". Gazociąg omija Ukrainę i Białoruś, dwa przysparzające Rosji
kłopotów kraje tranzytowe, ale także wyrzuca poza nawias tego
przedsięwzięcia należące przecież do UE: Łotwę, Litwę, Estonię oraz
Polskę. W nieciekawej sytuacji stawia także Słowację. To rodzaj
symbolicznego klapsa wymierzonego pod unijnym okiem przez Rosję
niegdysiejszym, niesubordynowanym z rosyjskiego punktu widzenia
dzieciom.