Z zasobami gazu ziemnego zgromadzonego w łupkach jest w Polsce trochę jak z numerkami totolotka. Każdy ma swoje, w które wierzy, że przyniosą mu fortunę. Już jakiś czas temu, bo w 2009 roku firma Wood Mackenzie określiła je na 1,4 bln m sześc., a Advanced Research Institute na 3 bln m sześc., natomiast w 2010 roku firma Rystad Energy oszacowała je jedynie na 1 bln m sześc. W ubiegłym roku rekord wszechczasów pobił - rozpalając wyobraźnię do białości - globalny raport U.S. Energy Information Agency, który przypisał Polsce trudną dla nas do wyobrażenia wielkości 5,3 bln m sześc. W tymże samym roku raport wykonany dla Lane Energy Poland określił zasoby wydobywalne gazu ziemnego tylko dla 6 bloków koncesyjnych tej firmy w basenie bałtyckim na 1 bln m sześc. Wszystkie próby oszacowania zasobów gazu ziemnego, były znacznie wyższe od dotychczasowych szacunków zasobów wydobywanych gazu w złożach konwencjonalnych w Polsce. Natomiast nikt nie próbował szacować do tej pory zasobów ropy naftowej znajdującej się w polskich łupkach, bo nie ulega wątpliwości, że i ona jest także obecna. Wszystko to jednak było - jak mawiał w swoich felietonach nieżyjący już dyrektor Radia Wolna Europa - Jan Nowak Jeziorański - widziane z oddali. Dlatego też Państwowy Instytut Geologiczny pełniący funkcję państwowej służby geologicznej, jako gospodarz polskich zasobów, przygotował swój pierwszy oficjalny raport w sprawie gazu ziemnego pochodzącego z łupków. Posłużono się przy tym metodyką stosowaną przez Amerykańską Służbą Geologiczną. Problem jednak w tym, że wykorzystano dane archiwalne, opracowane i publikowane, przed rozpoczęciem wierceń poszukiwawczych w 2010 roku. Analizowano dane z 39 otworów wiertniczych wykonanych w latach 1950-1990 na zlecenie PIG - stąd przy każdym z otworów sygnatura IG.