W III kwartale 2019 roku w Polsce zarejestrowano 541 samochodów elektrycznych (zasilanych akumulatorem i hybryd plug-in), co oznacza wzrost o 83% r/r. Pomimo znaczącej dynamiki, taki wolumen sprzedaży plasuje Polskę zaledwie na 16. miejscu wśród państw Unii Europejskiej. Nasz kraj utracił także pozycję wicelidera w Europie Centralnej, gdzie Węgrzy oraz Rumunii zarejestrowali najwięcej elektryków - wynika z danych Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Pojazdów ACEA. Eksperci Europejskiego Instytutu Miedzi zwracają uwagę, że elektrorewolucja to złożony proces, który wymaga głębokich zmian zarówno w sektorze motoryzacyjnym, jak i energetycznym. Warunkiem ich powodzenia będzie dostępność surowców.
Rozwój elektromobilności jest w dużej mierze uzależniony od miedzi. Metal ten jest powszechnie używany do budowy nowoczesnych, energooszczędnych silników elektrycznych i hybrydowych. Do produkcji elektryków używa się od dwóch do czterech razy więcej tego metalu niż w pojazdach tradycyjnych.
- Samochody elektryczne stanowią w tej chwili zaledwie 4 promile (0,4%) wszystkich rejestracji nowych aut nad Wisłą. Upowszechnienie elektromobilności nie jest możliwe przez: wysoki koszt baterii oraz obawę kierowców przed zbyt krótkim zasięgiem i wyładowaniem się jej w połowie drogi. Dopiero gdy te dwie bariery znikną, będziemy świadkami elektrorewolucji na polskich szosach. W lipcu w całym kraju mieliśmy zaledwie 785 ogólnodostępnych stacji ładowania. Zgodnie z unijną dyrektywą, w najbliższych latach ta liczba ma kilkukrotnie wzrosnąć - czeka nas boom zarówno na publiczne, jak i prywatne punkty ładowania. Kluczową rolę odegra tutaj dostępność surowców, takich jak: lit, kobalt i miedź, od której zależeć będzie końcowa cena baterii, ładowarek i kabli czyli znaczna część kosztu pojazdu i infrastruktury - komentuje Michał Ramczykowski, prezes Europejskiego Instytutu Miedzi.