Przynajmniej część bloków EJ Greifswald mogłoby funkcjonować do dzisiaj
My też wyrzuciliśmy w błoto 1,8 mld $...
Z Łukaszem Sawickim, starszym specjalistą w Departamencie Energii Jądrowej Ministerstwa Gospodarki rozmawia Jacek Balcewicz
- Cztery lata temu w artykule „Energetyka Jądrowa w Niemczech" opublikowanym w Biuletynie Centrum Studiów Międzynarodowych postawił Pan dość odważną jak na ówczesne czasy tezę, że decyzja o likwidacji poenerdowskiej elektrowni jądrowej w Greifswaldzie/Lubminie (pol. Gryfia) była chybiona. Pod jakim względem: technicznym, ekonomicznym, ekologicznym?
- Właściwie pod każdym. Z technicznego punktu widzenia elektrownia, a przynajmniej jej część w postaci najnowszych, dopiero uruchamianych bloków WWER-440 W-213, mogła bezpiecznie pracować. W skład elektrowni wchodziło 8 jednostek wytwórczych zaprojektowanych w ZSRR: 4 bloki z reaktorami WWER-440 W-230 i 4 bloki typu WWER-440 W-213, tego samego typu co bloki naszej EJ Żarnowiec, przy czym dwa ostatnie (nr 7 i 8) były jeszcze na końcowym etapie prac instalacyjno-montażowych w momencie podjęcia decyzji o likwidacji EJ. Te starsze bloki (WWER-440 W-230) bazowały na projekcie bloku jądrowego z drugiej połowy lat 60., nie miały wielu kluczowych dziś układów bezpieczeństwa i niektórych barier zatrzymujących uwolnienia promieniotwórcze do otoczenia, zatem zgłaszano wobec nich najpoważniejsze zastrzeżenia.