Niemcy są niekwestionowanym liderem w dziedzinie odnawialnych źródeł energii. Ale ta potęga ma swój fundament, choć dzisiaj nie wszystkim chce to przejść prze gardło oparty na węglu, szczególnie zaś na węglu brunatnym. To właśnie tania „brunatna" energia finansuje drogie ze swojej natury ekologiczne i „czyste" źródła energii. Bez tego Niemców najzwyczajniej nie byłoby stać na widoczne na każdym kroku farmy wiatraków i coraz bardziej rzucające się w oczy przy autostradach (dosłownie, bo często oślepiają kierowców) farmy ogniw fotowoltaicznych. W 2012 roku niemiecka gospodarka skonsumowała tyle węgla ile odpowiada blisko 80 mln ton ropy naftowej, co stanowiło liczący blisko 4 proc. wzrost do roku poprzedniego. Nic w tym dziwnego, bo przecież czymś trzeba zastąpić energię, którą dostarczały wygaszane siłownie jądrowe.
Najwięcej w UE, najwięcej na świecie
Ponadto Niemcy są w posiadaniu największych złóż węgla brunatnego nie tylko w Unii Europejskiej, ale na świecie, które zlokalizowane są w czterech zagłębiach: nadreńskim, łużyckim, środkowoniemieckim i dolnosaksońskim Niemieckie złoża są większe od złóż w Chinach, USA, Rosji, Australii, Grecji, Turcji oraz w Polsce. Dla NRD węgiel brunatny stanowił podstawę egzystencji. W czasach jej istnienia wydobywano na wschodzie 300 mln ton węgla brunatnego rocznie. Nie tylko spalano go w elektrowniach i elektrociepłowniach, ale także brykietowano czyniąc zdatnym do spalania w gospodarstwach domowych, a nawet próbowano koksować.