UE importuje 53 proc. nośników energii i są one o 40 proc. droższe niż w USA.
Szczyt przywódców państw Unii Europejskiej zwany oficjalnie Radą Europejską przyjął strategię budowy unii energetycznej zakładającej większą niż do tej pory solidarność energetyczną pomiędzy państwami członkowskimi, transparentność umów oraz dalszą integrację rynku energetycznego w Europie. Można więc odtrąbić nasz wielki sukces na unijnej arenie, wszak pomysł utworzenia unii energetycznej to nasz polski patent. Zgłoszony przez Donalda Tuska, jeszcze jako premiera polskiego rządu wiosną 2014 roku, zaraz po zaognieniu się konfliktu na Ukrainie. Niektórzy są nawet skłonni twierdzić, że to właśnie pomysł powołania do życia unii energetycznej utorował Tuskowi drogę do fotela przewodniczącego Rady Europejskiej, nieoficjalnie zwanego - zwłaszcza po wprowadzeniu w życie traktatu lizbońskiego - prezydentem całej Unii.
- Zrobiliśmy właśnie duży krok do przodu. Wszyscy liderzy zobowiązali się do utworzenia unii energetycznej. Efektywnie funkcjonująca unia energetyczna może fundamentalnie poprawić sytuację energetyczną w Europie, przez zapewnienie taniej, zrównoważonej i bezpieczniej energii dla wszystkich państw, firm i obywateli - nie krył dumy szef Rady Europejskiej Donald Tusk. Ale była to raczej dobra mina do złej gry. Taka mowa trawa, za którą nie ma żadnego mierzalnego konkretu, pachnąca raczej utopijnym socjalizmem, ocierającym się o naiwne chciejstwo.