U nas - tajemnica handlowa… sprzedawców
Polska od ponad 12 lat jest pełnoprawnym członkiem Unii Europejskiej. Nie jest też już najmłodszym dzieckiem w rodzinie, które ciągle się uczy. Gdyż po nas do tego grona dołączyły: Bułgaria, Rumunia i Chorwacja. Po brexicie, a także w przypadku rozwodu Katalonii z Hiszpanią możemy znaleźć się w pierwszej piątce unijnych gospodarek zaraz za Niemcami, Francją i Włochami. Wydawać by się zatem mogło, że w Polsce wiele codziennych, oczywistych rzeczy powinno się robić tak jak w Unii. Weźmy na przykład kaucjonowanie opakowań szklanych.
W Niemczech nie ma możliwości by kupić piwo, nawet jeśli pochodzi z Polski, aby nie zapłacić 8 centowej kaucji. W Polsce nawet niemieckie piwa sprzedaje się z reguły razem z butelką. W Niemczech 8 centowy pfand zwracany jest bez problemów. W każdym z dyskontów – często należących do tych samych sieci co w Polsce - znajdują się z reguły przy samym wejściu maszyny, które rozpoznają i przyjmują butelki oraz wydają „citel” na podstawie którego kasa zwraca „kasę”. Są tak inteligentne, że przyjmują nawet butelki łącznie ze skrzynkami. W Polsce piwo i inne napoje sprzedawane są z małymi wyjątkami – ohne pfand. Klient płaci za szklaną butelkę razem z napojem, a potem musi jeszcze raz zapłacić za wywóz śmieci, do których wyrzucił rzeczoną butelkę. Płaci więc dwa razy. Jeśli już któryś z dystrybutorów uprze się i pobiera kaucją za opakowania – z reguły 40-50 groszy – a więc więcej niż w Niemczech to zwrot okaucjonowanej butelki przypomina drogę przez mękę. Butelkę należy zwrócić tam gdzie się ją kupiło, nawet gdyby to był drugi koniec miasta i na dodatek udowodnić posiadanym paragonem, o ile ten nie wyblakł w międzyczasie w portfelu, że zakup miał miejsce właśnie tu, a nie przypadkiem gdzie indziej.